wtorek, 13 grudnia 2011

Smrodkolandii ciąg dalszy...

Wspominając pierwsze dni z Majką (a to już równy rok) najbardziej pamiętam niepokój - jak się z nią bawić, co dawać do jedzenia, jak traktować. Ale im dłużej w las, tym byliśmy pewniejsi, że decyzja o jej adopcji była decyzją trafioną, żeby nie powiedzieć najlepszą z możliwych. Powoli zakochaliśmy się w tym pastelowym pyszczku. Pamiętam, jak usypialiśmy ją przed kastracją. Łzy leciały mi po twarzy, gdy widziałam, jak Majka z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej bezwładna na moich rękach... Wiedziałam, że nic złego jej się nie stanie, ale to był straszny widok. Na szczęście narkozę i zabieg przeszła całkowicie  bezproblemowo.





A Fredzio pojawił się u nas już mniej spontanicznie. Ale jest u nas 3 tygodnie, zdążył ustawić sobie Majkę i "zaadoptować" jej hamaczek. To mały terrorysta, ustawił sobie wszystkich. Gdy Majka zrobi coś, co mu nie odpowiada ( np śpi za długo), to chwyta ją zębami za kark i wyciąga na podłogę klatki. Sadysta. Ponadto nałogowo gryzie wszystkie długopisy. Ale to dobrze, że tak szybko określił swoje zainteresowania, bo do tej pory wiedziałam na pewno, że Majka preferuje głownie chusteczki i podpaski a Fredzio to mały pisarz :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz